Sobota – dzień poświęcony Maryi?
Sobota to dzień Matki Bożej –
katolicy wiedzą to nie od dziś. Ale właściwie dlaczego właśnie sobota, a nie
którykolwiek inny dzień tygodnia?[1]
W kulturze katolickiej piątek
poświęcony jest Męce Pana naszego Jezusa Chrystusa. Wynika to oczywiście z
tego, iż śmierć krzyżowa nastąpiła właśnie w piątek. Niedziela zaś od wieków
poświęcona jest zmartwychwstaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa. To również jest
proste do wyjaśnienia: Chrystus zmartwychwstał w niedzielę. Między piątkiem a
niedzielą jest jednak sobota. Szabat w kulturze żydowskiej był dniem
poświęconym Panu. Był to dzień Boży, dzień, w którym stworzenie zostało
zakończone. Szabat przestał być świętym dniem od czasu wygaśnięcia żydowskiego
przymierza z Bogiem.
Katolicy nie mogli jednak
pozostawić soboty niezagospodarowanej, tym bardziej, że jest to dzień pomiędzy
dwoma innymi bardzo wzniosłymi dniami. Jak zatem wszyscy wiemy, sobota
poświęcona jest Matce Bożej.
Skąd wywodzi się ta tradycja?
Odpowiedzi można szukać w
dokumentach z opactwa w Cluny. Otóż nabożeństwo do Matki Bożej stało się
wielkim impulsem na początku X wieku wraz z reformą klasztorną prowadzoną przez
opactwo Cluny. To wtedy właśnie rozpowszechnił się zwyczaj poświęcania Matce
Bożej soboty. Święty opat Hugon ustalił, że gdy w sobotę nie było innego
święta, we wszystkich klasztorach należy śpiewać hymny ku Najświętszej Maryi
Panny i odprawiać mszę świętą „De Beata Virgine”, czyli liturgię specjalnie
skomponowaną ku Jej chwale. To po tej decyzji papież Urban II nakazał by w
soboty, aby litania do Najświętszej Maryi Panny została dodawana do Liturgii
Godzin. Świadczy to o impulsie, jaki zakon Cluny wysłał w sprawie nabożeństwa do Matki Bożej,
szczególnie w soboty.
Ale dlaczego właśnie soboty?
Istnieją różne wyjaśnienia poświęcenia soboty Matce Najświętszej, ale to
najbardziej rozpowszechnione w chrześcijaństwie wynikało z wielkiego znaczenia
zmartwychwstania Pana naszego Jezusa Chrystusa w duchowości średniowiecznej.
Otóż w sobotę poprzedzającą zmartwychwstanie jedynie Matka Boża uosabiała
Kościół katolicki na całej Ziemi! I to dlatego ludzie średniowiecza w ten
właśnie dzień szczególnie Ją chwalili. Ewangelie mówią nam, że po śmierci Pana
naszego Jezusa Chrystusa uczniowie i święte kobiety nie wierzyli w
zmartwychwstanie, mimo że nasz Pan uprzednio już im je zapowiedział. Tak więc
od czasu śmierci Pana naszego na krzyżu w Wielki Piątek do niedzieli
zmartwychwstania tylko Matka Boża wierzyła w Jego boskość. Tylko Ona miała
doskonałą wiarę, bo jak mówi święty Paweł: „Bez zmartwychwstania daremna byłaby
nasza wiara”.
Czyż można wyobrazić sobie
piękniejsze wyjaśnienie? Byłoby przesadą powiedzieć, że święte kobiety i św.
Jan Ewangelista stracili wiarę, ale w sobotę nie wierzyli oni w
zmartwychwstanie. Nie zdali sobie sprawy, że to się stanie naprawdę, mimo że
nasz Pan wielokrotnie o tym mówił. Zmartwychwstanie jest tak gwałtowne, tak
sprzeczne z naturalnym porządkiem rzeczy, że duch ludzki nie jest skłonny go
sobie wyobrazić. I chociaż nasz Pan wskrzesił Łazarza a uczniowie to widzieli,
to z powodu zatwardziałości dusz nie zrozumieli, że ten, który wzbudził Łazarza,
wzbudzi również sam siebie. Nie zdali sobie sprawy, że nasz Pan miał zamiar
podjąć wyzwanie, które bluźniercy rzucili u stóp Krzyża, kiedy powiedział do
Niego: „Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw
sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża”.
Zrobił o wiele więcej niż tylko
zstąpił z krzyża i sam się wybawił: pozwolił sobie umrzeć, a potem się
podniósł! To coś jeszcze bardziej niezwykłego! Nie było łatwo w to uwierzyć.
Nawet w najbliższym otoczeniu Matki Bożej, ci, którzy otaczali ją u stóp Krzyża
– ewangelista, święte kobiety, ten czy inny, który zbliżył się w tej godzinie
goryczy i towarzyszył Matce Bożej do jej domu i został z Nią – nie spodziewali
się, że On zmartwychwstanie. Ona wiedziała, ale oni nie. Mieli tajemnicze
przeczucie, że historia naszego Pana nie została zamknięta i ostatnie słowo nie
zostało jeszcze powiedziane. Ich obecność w pobliżu Matki Bożej wyraźnie
pokazała, że mają wskazówkę, że coś będzie dalej trwało, bo w przeciwnym razie
całkowicie by się rozproszyli. Jednak, mimo iż mieli niewytłumaczalne poczucie,
że misja Chrystusa będzie kontynuowana, nie byli w stanie wymyślić pojęcia
Zmartwychwstania.
W tym czasie tylko Matka Boża
uwierzyła w Zmartwychwstanie. W sobotę na całej powierzchni Ziemi pozostawała
jedynym stworzeniem posiadającym wiarę, najpełniejszą wiarę bez cienia
wątpliwości. Była to zupełna pewność i bolesne oczekiwanie z powodu grzechu,
który został popełniony, ale była to też bardzo spokojna wiara – pewna
nadchodzącego zwycięstwa.
W każdej minucie miecz tęsknoty i
bólu zanurzał się jeszcze głębiej w Jej Niepokalane Serce. Ale z drugiej strony
odczuwała pewność nadchodzącego zwycięstwa. Stanowiło to dla Niej oczywiście
powód do pocieszenia i radości.
Ponieważ tylko ona reprezentowała
tego dnia wiarę, możemy powiedzieć, że gdyby tego nie uczyniła, świat by się
skończył, ponieważ świat nie może istnieć bez wiary. Tylko godna podziwu wiara
Matki Bożej podtrzymywała wówczas świat i dała ciągłość obietnicom Ewangelii.
Wszystkie obietnice złożone w
Ewangelii i w Starym Testamencie, według których Mesjasz miał zapanować nad
całą Ziemią i stać się Królem Chwały i centrum historii, nie zostałyby
spełnione, gdyby w którymś momencie wiara została wymazana. Świat musiałby się
wówczas skończyć. Ale ona tego dnia miała w sobie całą wspaniałość, jaką
Kościół będzie rozwijał na przestrzeni wieków, wszystkie cnoty, które będzie
zasiewał, wszystkie obietnice Starego Testamentu i wszystkie osiągnięcia
Nowego. Wszystko to żyło w jednej duszy: duszy Matki Bożej. To był druga
najwznioślejsza chwila w Jej życiu: pierwsza miała miejsce gdy przyjęła
Mesjasza i nosiła w sobie zbawienie świata. Druga – gdy zawierała w sobie
Kościół, Mistyczne Ciało Chrystusa.
Można powiedzieć, że ten epizod w
życiu Matki Bożej jest jednym z najpiękniejszych, do tego stopnia, że można
zapytać: Czyż nie jest to nawet piękniejsze niż okres, kiedy w swoim świętym
łonie, które było prawdziwym Przybytkiem, narodziła się w Panu Jezusie
Chrystusie? W którym z tych dwóch przypadków życie Matki Bożej było
najwznioślejsze: gdy ona sama przyjęła Mesjasza i nosiła w sobie zbawienie
całego świata czy gdy miała w swoim łonie Kościół rzymskokatolicki i
apostolski, a zatem Mistyczne Ciało Chrystusa? Gdy wszyscy pozostali byli
niedoskonałymi, wadliwymi, półwiernymi członkami tej całości, którą w sobie
zawierała?
Odpowiedź na te pytanie nie jest
oczywiście prosta, być może nawet szukanie jej nie byłoby rozsądne. Ale pragnę
przytoczyć słowa francuskiego dramatopisarza Edmonda Rostanda, który w swojej
sztuce teatralnej „Chanteclair” pisał, że „pięknie jest wierzyć w światło w
nocy”. No bo czym jest wiara w światło w południe? Aby w nie o tej porze nie
wierzyć, trzeba być albo chorym, albo zamkniętym w piwnicy. Ale wiara w światło
nocą, gdy ma się wrażenie, że bieg rzeczy zatopił nas w ciemności na zawsze,
jest zaiste piękna. To właśnie stało się udziałem Maryi – w obliczu naszego
zmarłego Pana, ułudy ogromnej klęski, i dostrzegając całą naturalną
niemożliwość zmartwychwstania, Matka Boża najspokojniej wierzyła.
Kościół wybrał zatem sobotę na
dzień szczególnego kultu Matki Bożej, ponieważ to właśnie ten dzień przypomina
nam o tragicznej godzinie zwątpienia i opuszczenia, ale i o Jej nieustającej
wierze. Czyż nie jest to zatem sprawiedliwe, że Matka Boża ma być uważana za
szczególnie błogosławioną przez wszystkie pokolenia w każdą sobotę aż do końca
świata? Nie tylko dlatego, że porodziła Syna Bożego, ale również dlatego, że
uwierzyła w Syna Bożego! To prawdziwy cud!
Szczególnie czcijmy więc Matkę Bożą w każdą sobotę nie z rutyny czy
zwyczaju, którego pochodzenia nie znamy, ale dostrzegając wzniosły i niezwykły
powód, który dał początek temu zwyczajowi.
Dziś powinniśmy to czynić ze
szczególnym zapałem! Jesteśmy bowiem w środku nocy. Gdyby Kościół nie był
nieśmiertelny, można by powiedzieć, że Kościół Konstantyna zgasł. Mamy wokół
siebie jedynie dewastację, korupcję i nędzę w prawie każdym sektorze ludzkiego
życia, jeśli nie we wszystkich jego aspektach. Wszystko wskazuje na to, że
cywilizacja chrześcijańska umarła. Podczas tej straszliwej nocy dusza wiernego
katolika musi stać się takim samym naczyniem honoru i chwały, czystości i
wiary, jakim była dusza Maryi. Dopóki nie nadejdzie triumf Niepokalanego Serca,
przeżywamy Wielką Sobotę, w której wszystko, co kochamy, leży w grobie. Ale
wierni katolicy wierzą. Są pewni, że wreszcie zwycięży Niepokalane Serce Maryi.
Ta pewność daje mu spokój w największym nieszczęściu, podobnie jak pewność
Matki Bożej dawała jej spokój w Wielką Sobotę.
Plinio Correa de Oliveira
Powyższy tekst stanowi fragment
wykładu wygłoszonego w 1971 roku.
Komentarze
Prześlij komentarz
Nieustanne potrzeby??? Nieustająca Pomoc!!!
Witamy u Mamy!!!