APOSTOŁ
KULTU MATKI BOŻEJ NIEUSTAJĄCEJ POMOCY
Rozważania na Nowennę Nieustanną
opracowane przez o. Mariana Pirożyńskiego CSsR
Rozważanie
1 - Pierwsze spotkanie o. Bernarda z Matką Bożą Nieustającej Pomocy
Trudno
byłoby znaleźć człowieka, który bardziej przejął się miłością do Matki Bożej
Nieustającej Pomocy niż o. Bernard Łubieński, jeden z największych Jej
czcicieli nie tylko w Polsce, lecz i na całym świecie. Ufność w opiekę Matki Bożej
Nieustającej Pomocy podtrzymywała tego niezwykłego męża w wielkich
doświadczeniach, a zwłaszcza w kalectwie, które mężnie znosił przez prawie
pięćdziesiąt lat oraz w apostolskim trudzie całego życia. Rozważając
działalność tego męża Bożego, czcimy także Matkę Bożą Nieustającej Pomocy,
której on był zawsze wiernym synem.
Bernard
Łubieński urodził się w 1846 r. w Guzowie, w pobliżu Warszawy. Rodzice jego
byli głęboko religijni i wychowali dwanaścioro dzieci. Dwóch synów zostało
kapłanami, a dwie córki oddały się na służbę Bogu w zakonie wizytek.
Jako
dwunastoletni chłopiec Bernard został wysłany do Anglii i tam rozpoczął naukę w
katolickim zakładzie wychowawczym w Ushaw. Po ukończeniu nauki w szkole
średniej, wstąpił do nowicjatu redemptorystów w Bishop Eton, gdzie dowiedział
się po raz pierwszy o obrazie Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Obraz ten
przywieziony ze Wschodu do Rzymu, doznawał wielkiej czci przez 300 lat w
kościele św. Mateusza. Kiedy podczas wojen napoleońskich kościół ten uległ
rozbiórce, obraz został ukryty przez pobożnych czcicieli i z biegiem lat, gdy
opiekunowie jego powymierali, poszedł w niepamięć. Odkryto go dopiero w roku
1865. Papież Pius IX zgodził się na umieszczenie obrazu w kościele św. Alfonsa,
który został wybudowany w pobliżu dawnego kościoła św. Mateusza. Dzięki tej
decyzji papieża, redemptoryści objęli straż nad bezcennym skarbem. Tę radosną
wiadomość przywiózł do Bishop Eton sekretarz o. generała. Wśród kleryków
zapanowała niezwykła radość.
Słysząc
o cudach zdziałanych za przyczyną Matki Bożej Nieustającej Pomocy postanowili
zwrócić się do Maryi o pomoc w pewnej beznadziejnej sprawie. Ukochany przez
kleryków profesor filozofii o. Hall poważnie niedomagał na zdrowiu. Kilka razy
w tygodniu wpadał w omdlenie. Leżąc na łóżku na pół umarły, nie był w stanie
wykonać żadnego ruchu, ani wypowiedzieć żadnego słowa. Klerycy postanowili
wybłagać dla niego zdrowie za przyczyną Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Odprawili nowennę, która zakończyła się 2 marca 1866 roku. Rano tego dnia
wszyscy członkowie klasztoru zebrali się na modlitwę. Zabrakło tylko o. Halla.
Kleryków ogarnął smutek – czyżby Matka Boża nie wysłuchała ich gorących próśb?
Niestety, rankiem tego dnia o. Hall leżał w pokoju jak martwy.
Wtem
stała się dziwna rzecz. Gdy zadzwoniono na Anioł Pański, o. Hall poczuł się
zdrów. Wstał, ubrał się i poszedł o własnych siłach do kościoła. Uleczenie o.
Halla było całkowite. Dawna choroba już nigdy nie powróciła pomimo tego, że po
kilku latach został przeznaczony do wytężonej pracy misyjnej.
Wśród
kleryków w Bishop Eton nastąpiło ożywienie nabożeństwa do Matki Bożej
Nieustającej Pomocy. Młodego Bernarda także porwał ogólny entuzjazm. Postanowił
i on wyprosić sobie niezwykłą łaskę, gdyż przeżywał wówczas wielkie
zmartwienie. Mimo że ukończył nowicjat już przed czterema miesiącami
(15.10.1865 r.), nie został jeszcze dopuszczony do złożenia ślubów zakonnych.
Przełożeni jego mieli słuszne prawo do wątpliwości, czy rzeczywiście nadeszła
dla niego pora ślubów. Wszak był jedynym Polakiem wśród całego otoczenia, do
tego młodym, bo dopiero dziewiętnastoletnim, o usposobieniu bardzo uczuciowym.
Przełożeni obawiali się, że gdy ogarnie go tęsknota za daleką ojczyzną, wówczas
może stać się niewiernym złożonym ślubom zakonnym. Polecili mu więc studiować
filozofię i czekać na ostateczną decyzję.
W
tym poważnym zmartwieniu udał się Bernard z prośbą do Matki Bożej Nieustającej
Pomocy o ratunek. Nie zawiódł się! Dnia 25 kwietnia nadeszło z Rzymu upragnione
pozwolenie, tak iż mógł złożyć wieczyste śluby zakonne w uroczystość św.
Stanisława, patrona Polski, 8 maja 1866 r. Matka Nieustającej Pomocy
wprowadziła więc swego ukochanego syna do rodziny zakonnej, którą umiłował
ponad życie. Bernard oddał się wówczas Matce Bożej na nieodwołalną służbę i
postanowił do końca życia szerzyć Jej cześć, ile tylko sił mu starczy.
Słysząc
o powyższych wydarzeniach, pytamy się samych siebie: jakim jest właściwie nasze
nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy? Tyle razy dochodziły do naszych
uszu wieści o niezwykłych łaskach udzielanych przez Nią ludziom. Może
przychodzimy co tydzień na nabożeństwo Nowenny Nieustannej. Jaką jednak jest
nasza ufność w Jej wstawiennictwo u Boga? Bo właśnie o ufność przede wszystkim
chodzi! Powinniśmy mieć głębokie przekonanie, że Matka Najświętsza gotowa jest
śpieszyć nam z pomocą w naszych potrzebach i stać Ją na to, by nas ratować w
największych strapieniach, ale Ona czeka na dowody naszej dobrej woli i
ufności.
Po
czym można poznać, że mam dobrą wolę? Trzeba najpierw przedstawić nasze
potrzeby najlepszej Matce. Trzeba Ją prosić nie raz i nie dwa i nie dziesięć
razy, ale nieustannie! Co warta nasza „dobra” wola, jeżeli nawet wstydzimy się
napisać prośbę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, lub jeżeli prośby swojej nie
popieramy żadnym dobrym uczynkiem, jeżeli chcemy otrzymać wszystko bez trudu i
bez żadnych starań?
Zastanówmy
się, czy modlimy się do Maryi czystym sercem? Może na samym początku naszej
nowenny trzeba będzie koniecznie pójść do dobrej spowiedzi i zdobyć się na
gruntowną poprawę? Wówczas dopiero nasza modlitwa będzie mogła podobać się
Bogu. Niech zapał młodego Bernarda zachęci nas do naśladowania go. Polećmy się
jego opiece i prośmy go, by nam wyjednał taką wielką ufność do Matki Bożej
Nieustającej Pomocy, jaką on sam się odznaczał.
Modlitwa: Matko
Boża i Matko Kościoła Chrystusowego, Maryjo, Twój sługa Bernard, zrozumiał, że
Ty jesteś Przewodniczką dzieci Bożych na drodze do Królestwa Twego Syna, Jezusa
Chrystusa i Orędowniczką spieszącą ludziom z nieustanną pomocą przez
wypraszanie im łask potrzebnych do zbawienia. On także stał się wiernym i
gorliwym Twoim apostołem, szerzącym ufność i nabożeństwo do Ciebie. Przez jego
wstawiennictwo udziel i nam głębokiej wiary w Twe zbawcze posłannictwo i
ufności w Twoją macierzyńską opiekę oraz wytrwałości w naśladowaniu Twoich cnót
i w modlitwie przez Twoją przyczynę u Boga. Uproś nam także u Boga tę łaskę,
której obecnie szczególnie potrzebujemy, jeśli ona jest zgodna ze świętą wolą
Boga. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
/Tę modlitwę można
wykorzystać po każdym rozważaniu/.
Rozważanie 2 - W doświadczeniu krzyża
W Anglii o. Bernard przebywał 24 lata.
Nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy zaszczepione w jego sercu w
latach młodzieńczych, rozwijało się w jego życiu coraz bardziej, zwłaszcza gdy
otrzymał święcenia kapłańskie (w 1870 r.). Wkrótce po święceniach przeszedł
półroczne przeszkolenie misjonarskie w Perth, gdzie kwitło bractwo MB
Nieustającej Pomocy. Garnęli się do niego katolicy z całej Szkocji. Przez pięć
tygodni przebywał o. Łubieński także w Limerick, w Irlandii, gdzie widział na
własne oczy, jak wielu mężczyzn brało udział w tygodniowych zebraniach bractwa
(należało wówczas do niego cztery tysiące mężczyzn). Kiedy więc w roku 1882
nadeszła upragniona chwila powrotu do Polski, o. Bernard jasno widział przed sobą
plan pracy apostolskiej w Mościskach. Już wtedy postanowił sobie, że jego
Mistrzynią i Orędowniczką będzie Matka Boża Nieustającej Pomocy.
Droga
o. Łubieńskiego do Polski prowadziła przez Rzym. Tam miał szczęście wiele razy
modlić się przed oryginalnym obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy w kościele
św. Alfonsa. Marzył o tym, by przywieźć ze sobą do Mościsk autentyczną kopię
cudownego obrazu, lecz na przeszkodzie stał brak pieniędzy. Jednak dzięki
pomocy pewnego bogatego Hiszpana mógł zamówić kopię obrazu i sprowadzić ją do
Mościsk, dokąd przybył 22 czerwca 1883 r.
Rozpoczął
tam intensywną pracę duszpasterską nad ubogim i opuszczonym duchowo ludem
mościskim, który chętnie garnął się do Boga i korzystał z pracy apostolskiej
nielicznych na początku redemptorystów. O. Bernard pragnął rozbudzić w sercach
wszystkich ufność w opiekę Matki Bożej i cieszył się, gdy w 8 września 1883 r.,
w święto Narodzenia NMP, wprowadzono uroczyście do kościoła autentyczną kopię
obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Po
wprowadzeniu obrazu do kościoła w Mościskach, w każdą drugą niedzielę miesiąca
o. Łubieński przewodniczył nabożeństwu bractwa Matki Bożej Nieustającej
Pomocy i głosił kazania maryjne. W krótkim czasie wizerunek Matki Nieustającej
Pomocy zawitał do wszystkich domów w całej okolicy. Do furty klasztornej
przybywali pielgrzymi z bliska i daleka, by złożyć podziękowanie za otrzymane
łaski dzięki modlitwie do Matki Najświętszej.
Tak
minęło półtora roku wytężonej pracy o. Bernarda w Mościskach na ambonie, w
konfesjonale i w ciągłych kontaktach z ludźmi, którzy w przeróżnych sprawach
zgłaszali się do klasztoru. Niespodziewanie spadł jednak na o. Łubieńskiego
cios, który mógł go całkowicie zdruzgotać i uniemożliwić dalszą pracę
apostolską. Na szczęście oczyścił go tylko duchowo i uświęcił. Z powodu
przepracowania i przeziębienia w zimnym kościele o. Bernard zapadł w połowie
stycznia 1885 r. na poważną chorobę serca na tle reumatycznym. Lekarz
stwierdził właściwie aż cztery ciężkie choroby, z których każda mogła go przyprawić
o śmierć.
Przez
dwa tygodnie o. Łubieński leżał prawie nieprzytomny i śmierć zagrażała mu
nieustannie. Jednak poczciwy lud mościski modlił się odmawiając codziennie
cząstkę różańca i litanię do Matki Najświętszej w intencji o zdrowie dla swego
ukochanego kapłana. Wprawdzie przyszła chwilowa poprawa, ale choroba
przypuściła nowy atak i spowodowała poważny i trwały paraliż nóg. Dopiero 5
czerwca przyniesiono o. Bernarda do refektarza na wspólny obiad. Wkrótce potem
przełożeni wysłali go do uzdrowiska w Baden koło Wiednia. Ponieważ o. Łubieński
wiedział, że przełożeni życzą sobie, by wrócił do zdrowia, dlatego postanowił
nie tylko zastosować się do wskazań lekarskich, ale także omówić z Matką
Najświętszą swoją chorobę. Przyrzekł Jej, że przy każdej spowiedzi wspomni o
Niej bodaj jednym słowem oraz że przetłumaczy z języka francuskiego tekst
nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy napisany przez francuskiego
redemptorystę o. Saint-Omera.
Pomimo
jednak usilnych zabiegów ze strony lekarzy, o. Bernard nie odzyskał władzy w
nogach. Po 14 miesiącach leczenia wrócił do Mościsk bardzo zmieniony. Ruchliwy
i kwitnący przedtem zdrowiem kapłan, stał się kulawym kaleką, który bez laski
nie mógł zrobić kroku. On, który tysiące słuchaczy zachęcał do ufności w
orędownictwo Matki Najświętszej i uczył ich, jak mają wypraszać sobie cuda, sam
cudu nie doznał. Za to w duszy jego dokonał się inny, ważniejszy cud: walcząc
ze śmiercią, spojrzał w oczy wieczności. Odtąd w całym jego zachowaniu, a
zwłaszcza gdy stał na ambonie, widać było, że to człowiek, który dużo
przecierpiał i wiele zrozumiał. Słowem, to mąż Boży, który na wszystkie rzeczy
tego świata patrzy z punktu widzenia wieczności. Taki apostoł nigdy nie będzie
głosił siebie, ale Tego, który go posłał.
Mówiąc
o tych wydarzeniach w życiu o. Łubieńskiego, wypada zapytać się, czy my sami
zastanawialiśmy się kiedyś nad tym, że prośby niespełnione, o ile doskonale
zgadzamy się z wolą Bożą, mają dla nas większe znaczenie, aniżeli prośby
wysłuchane. Świadczą bowiem, że Bóg ma względem nas zamiary, których my nie
przeczuwamy. Modlitwy nie wysłuchane w ten sposób, jak my tego sobie
życzyliśmy, mogą być dla nas okazją do przyjęcia z miłością tych Bożych
zamiarów, które zresztą mają na względzie nasze prawdziwe dobro. Obyśmy umieli
i chcieli przyjmować cierpliwie doświadczenia cierpienia, które mogą dopomóc
nam osiągnąć duchową dojrzałość i doskonalszą miłość wypróbowaną w cierpieniu.
Niech o. Bernard będzie nam w tym wzorem i pomocą.
Rozważanie 3 - Praca misyjna
Przez
pierwsze pięć lat pobytu w Mościskach praca apostolska o. Bernarda ograniczała
się tylko do klasztornego kościoła św. Katarzyny. Z chwilą jednak, gdy liczba
ojców zaczęła się powiększać, można było pomyśleć o pracy na innych terenach. W
roku 1888 o. Bernard zaczyna głosić misje i rekolekcje parafialne najpierw w
Małopolsce, a następnie w Poznańskim i w innych częściach Polski. Za patronkę
swych trudnych i odpowiedzialnych prac misyjnych obrał sobie o. Bernard
Matkę Bożą Nieustającej Pomocy.
Zaczęło
się od Borysławia. Wtedy było to miasteczko liczące zaledwie 10 tysięcy
mieszkańców, wśród których Rusinów było 2 tysiące, Polaków 1 tysiąc, a resztę
stanowili Żydzi. Już od 30 lat gromadzili się tutaj ludzie ze wszystkich stron
spragnieni łatwych i wysokich zarobków oraz awanturnicy, którym obce były
wyrzuty sumienia. Razem z nimi wiodła życie pracowników fizycznych biedota,
zmuszona przez widmo głodu do wyczerpującej pracy. Były to prawdziwie „dusze
opuszczone”, gdyż np. ludność polska nie miała swego kościoła w Borysławiu, kościół
zaś parafialny w Drohobyczu oddalony był o kilkanaście kilometrów. Nic
dziwnego, że Borysław zasłynął jako „piekło galicyjskie”, a misjonarzy, którzy
udawali się tam na pracę apostolską ostrzegano, by zadbali o własne
bezpieczeństwo.
W
takiej sytuacji o. Bernard szukał ratunku u Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Przywiózł Jej obraz do Borysławia, przekazał go do publicznej czci i zachęcił
wiernych do modlitwy przez Jej wstawiennictwo. Skutek misji św. był nadzwyczaj
pozytywny. Robotnicy uczęszczali na kazania, ile tylko mogli, jakkolwiek
urzędnicy (Francuzi) nakładali kary pieniężne na opuszczających pracę.
Sakrament małżeństwa zawarło w czasie misji i po niej 135 par małżeńskich nie
mających ślubu kościelnego.
Drugą
z kolei parafią, w której życie moralne mieszkańców odnowiło się gruntownie
dzięki Matki Bożej Nieustającej Pomocy, były Piotrkowice koło Tuchowa. Znikło
rozpowszechnione tam wówczas pijaństwo, ustały kradzieże, ożywiła się religijna
gorliwość parafian. Z wdzięczności za wiele łask wybudowano później na miejscu
starego kościoła nowy okazały kościół pod wezwaniem Matki Bożej Nieustającej
Pomocy.
Pragnąc
pogłębić nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy wśród wiernych,
o. Bernard ułożył modlitewnik dla członków bractwa i wydał go w 1890 r. Modlitewnik
ten doczekał się później siedmiu wydań. Gdy udawał się na misje bardzo często
zabierał ze sobą obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy i umieszczał go w
kościele parafialnym, by tym skuteczniej zachęcać wiernych do wytrwania w nabożeństwie
do Matki Najświętszej. Kiedy na wiosnę 1895 r. odprawiano misję w Biezdrowie, w
Poznańskim, do odnowy życia religijnego przyczyniło się właśnie nabożeństwo
maryjne rozwijane dzięki wprowadzonemu do kościoła obrazowi Matki Bożej
Nieustającej Pomocy. Pewien publiczny gorszyciel napisał list do misjonarzy, w
którym wyznał, iż patrząc na obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy niesiony w
procesji przez niewinną dziewczynkę, poczuł taką skruchę, że postanowił
odmienić swoje życie i przystąpił do spowiedzi.
O.
Bernard zalecał księżom sprowadzanie do kościoła autentycznej kopii obrazu
Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wielu skorzystało z jego rady i instalowało
uroczyście obraz maryjny w swoim kościele. Przed wprowadzeniem obrazu kazania
przygotowawcze głosił często o. Łubieński lub któryś z jego współbraci. Przed
rokiem 1914, czyli w okresie intensywnej działalności apostolskiej o. Bernarda,
sprowadzono z Rzymu do Polski około 500 autentycznych kopii obrazu Matki Bożej
Nieustającej Pomocy. W dużej mierze była w tym zasługa o. Łubieńskiego.
Nie
sposób omówić wszystkich przejawów miłości, jaką o. Bernard okazywał swej Matce
Niebieskiej. Trzeba jednak jeszcze zauważyć, że jego ufność w opiekę Matki
Najświętszej miała wielki wpływ na serca słuchaczy i skutecznie ich krzepiła w
chwilach niedoli. Gdy wybuchła I wojna światowa w 1914 r., o. Łubieński
przebywał w Mościskach, które dwukrotnie znalazły się na linii frontu lub w
jego pobliżu. O. Bernard niezmordowanie nawoływał wiernych do modlitwy i
zaufania Matce Bożej całym sercem. Po wycofaniu się Rosjan w 1915 r. jeden z
oficerów austriackich zapytał się parafianki mościskiej: „Czemu to należy
przypisać, że pomimo ostrej strzelaniny miasto nie legło w gruzach, a oba
kościoły są całe?” – Na to pytanie kobieta odpowiedziała: „Mamy w kościele redemptorystów
cudowny obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. To Matka Najświętsza broniła nas
przed pociskami”.
Wspomnieliśmy
dotychczas o zewnętrznych objawach nabożeństwa maryjnego, do którego zachęcał
swych słuchaczy o. Bernard. Ale istota tego nabożeństwa tkwiła głębiej.
Zachęcał bowiem wiernych przede wszystkim do tego, by naśladowali postępowanie
Maryi, aby tak żyli, jak Ona sama dała nam tego przykład. Uczył wiernej służby
Bogu i ludziom, składania ofiar z własnych zachcianek. Nie wystarczy bowiem
powiedzieć: „Matko Boża, wyjednaj mi tę łaskę, bo ja Cię o to proszę, bo
sprawisz mi tym radość”. Nie! Prośbę swą trzeba poprzeć czynem. Trzeba dać
dowód, że nam naprawdę zależy na wysłuchaniu naszej prośby. Przyrzeknijmy na
przykład: przebaczę sąsiadowi, który mi ubliżył; powstrzymam się od alkoholu
przez pół roku; przestanę palić papierosy przez cały Wielki Post lub Adwent;
odwiedzę chorego w szpitalu; przystąpię do sakramentu pokuty i komunii św.;
namówię sąsiadkę, by poszła ze mną na Mszę św.; itp. To są sposoby
postępowania, które świadczą, że miłujemy Matkę Bożą nie tylko słowami, ale i
czynami.
Rozważanie 4 - Miłość ku Chrystusowi
Zapoznając
się z życiem o. Bernarda Łubieńskiego dochodzimy do wniosku, że ukochał on
całym sercem obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Nasuwa się jednak pytanie:
dlaczego go tak ukochał? Czym go ten obraz urzekł?
Najpierw
musimy przyznać, że obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest rzeczywiście
dziwnie piękny. Oblicze Maryi o szlachetnych rysach jest pełne godności i
pokoju. Oczy Maryi spoglądają życzliwie, a twarzyczka Dzieciątka jest niewinna
i miła. Czy jednak to już wszystko?
Nie!
Nabożeństwo o. Bernarda do Matki Bożej Nieustającej Pomocy miało podstawę bez
porównania głębszą. Najświętsza Maryja Panna jest przedstawiona na obrazie jako
Matka Syna Bożego. Chrześcijanin czci Maryję dlatego, że jest Ona Matką Jezusa
Chrystusa. Wszystkie inne pobudki mają drugorzędne znaczenie. Zadaniem Maryi,
jako Matki Bożej, jest ułatwienie nam dojścia do Pana Jezusa. Prawdziwej
miłości Chrystusa potrafi nas nauczyć tylko Jego Matka.
O.
Łubieński miłował Maryję gorąco, ponieważ czcił w Niej Matkę Pana Jezusa. Ona
też uczyła go miłości ku Chrystusowi. Ledwie doszedł do używania rozumu, już
zaczął się zastanawiać nad pobożnością swoich rodziców i swego dziadka. Jako
młody chłopiec zauważył, że jego rodzice ściśle zachowują post. Szybko
zrozumiał, że czynią to z miłości ku Panu Jezusowi Ukrzyżowanemu. Postanowił
więc razem ze swym starszym bratem Henrykiem, że oni także będą pościć, aby
sprawić radość Panu Jezusowi. Obaj bracia poszli jeszcze dalej. Wpadli na
pomysł, żeby klęczeć gołymi kolanami na gwoździach, które wystawały z podłogi.
Prawda, że były to objawy dziecinnej pobożności, ale świadczyły one o żywej
miłości ku Panu Jezusowi. Miłość ta ugruntowała się i pogłębiła w czasie
przygotowania do pierwszej Komunii św., które przeprowadził z o. Bernardem
sławny kapucyn o. Leander Lendzion.
Miłość
do Chrystusa Ukrzyżowanego towarzyszyła o. Łubieńskiemu przez całe życie.
Świadek jego działalności apostolskiej w Mościskach tak o tym opowiada: „Na
nabożeństwa pasyjne w klasztorze mościskim ludzie spieszyli tłumnie wszystkim
drogami i ścieżkami z całej okolicy, bez względu na pogodę, tak Polacy, jak i
Rusini. Główną atrakcją były kazania o Męce Pańskiej głoszone przez o.
Bernarda. Kazania jego przejmowały do głębi grozą tragicznej Męki Chrystusowej.
Żadna książka, żaden obraz nawet najlepszego mistrza nie mówiły tak przejmująco
o Męce Chrystusa, jak słowa tego kapłana.
O.
Łubieński nie tylko głosił płomienne kazania o Zbawicielu Ukrzyżowanym, ale i
naśladował Zbawiciela w Jego męce. Swoje dotkliwe kalectwo przyjął z rąk
Opatrzności jako znak, że ma się upodobnić do Pana Jezusa cierpiącego. Otrzymał
w tym celu specjalne natchnienie. Gdy mianowicie w roku 1890 przełożeni posłali
go jeszcze na kurację za granicę do sławnego wówczas ks. Kneippa, o. Bernard
przed zakończeniem kuracji odbył w towarzystwie kilku innych księży pielgrzymkę
do grobu świątobliwej M. Krescencji, franciszkanki w Kaufbeuren. Tam położył
się krzyżem i zaczął się modlić, odmawiając „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo”.
Przy modlitwie „Ojcze nasz” otrzymał szczególne natchnienie, że słowa „Bądź
wola Twoja” stosują się do niego i że jest wolą Bożą, aby do śmierci pozostał
kaleką. Z miłości ku Panu Jezusowi o. Łubieński z ochotą przyjął ten krzyż i
nigdy na kalectwo swoje nie narzekał.
Miłość
o. Bernarda ku Panu Jezusowi objawiała się szczególnie w jego nabożeństwie do
Najświętszego Sakramentu. W najbardziej porywający i wzruszający sposób głosił
to kazanie, w którym nauczał o miłości Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie.
Mszę św. odprawiał z wielkim przejęciem. Przygotowywał się do niej sumiennie, a
gdy ją odprawił, zatapiał się w dziękczynieniu i modlił się żarliwie. Marzył o jednym
– by cały świat pociągnąć do umiłowania Pana Jezusa. Napisał przepiękną
modlitwę, którą nazwał „jakby Gamą Seraficzną, w której się ćwicząc tu na
ziemi, przysposabia się dusza do miłowania Boga z Serafinami w niebie”. W
modlitwie tej zawarł całą swoją gorącą miłość do Boga i do Chrystusa.
O.
Łubieński szybko poznał, że bardzo dobrym środkiem do osiągnięcia miłości ku
Chrystusowi jest nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Wszak na tym
obrazie czcimy Maryję jako Matkę Pana Jezusa. Ona tak czule kocha swego
Boskiego Syna. Swoim postępowaniem zaprasza nas, byśmy podobnie Go umiłowali.
Więcej jeszcze – Ona pragnie, byśmy Jezusa zaprosili do swego serca. Jeżeli
sługom w Kanie Galilejskiej powiedziała: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam
powie” (J 2,5), to również i nam tę zachętę daje. A Pan Jezus wyraźnie rozkazał
swoim uczniom, ustanawiając Najświętszy Sakrament: „Bierzcie i jedzcie …,
bierzcie i pijcie z niego wszyscy …” (Mt 26, 26. 27).
Prawdziwe
nabożeństwo do Matki Bożej Nieustającej Pomocy musi prowadzić do oczyszczenia z
grzechów w sakramencie pokuty i do połączenia się z Chrystusem w Eucharystii.
Ta zasada odnosi się także do nas wszystkich. Tak nas uczy o. Bernard
Łubieński, który w nabożeństwie do Matki Bożej Nieustającej Pomocy widział początek
drogi do Jezusa, w sakramencie pokuty dalszy jej ciąg, a zakończenie – w jak
najdoskonalszym zjednoczeniu z Bogiem Ojcem i z Chrystusem. Wiemy, że w tym
życiu ma to miejsce w Eucharystii.
Rozważanie 5 - Współczucie
z Bolesną Matką Chrystusa
Jeżeli
mówimy, że obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest obrazem Maryi, to jeszcze
nie powiedzieliśmy wszystkiego. To obraz Matki Bożej Bolesnej. Dwaj
archaniołowie Michał i Gabriel trzymają narzędzia męki Pańskiej: gwoździe,
krzyż, włócznię i trzcinę z gąbką. Dziecię Jezus zalęknione spogląda na krzyż,
chcąc jakby odsunąć się od tej smutnej wizji. Ono tak odruchowo obróciło się ku
swej Matce, że z nóżki zsunął się Mu sandał, który spada na ziemię. Matka Boża
widzi to wszystko, współczuje serdecznie z umiłowanym Synem i przypomina sobie
proroctwo Symeona, które zapowiadało, że duszę Jej przeniknie miecz boleści.
Ten miecz przenika Ją już teraz.
Z
obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy dowiadujemy się, że zapowiedź męki
towarzyszyła Jezusowi i Matce Najświętszej nieustannie, jak to już psalmista
prorokował: „Ból mój jest zawsze przede mną” (Ps 38,18). Czy może być większe
cierpienie dla matki, niż myśl, że jej niewinne dziecię, które ona tak czule
kocha, zakończy swe życie w cierpieniu i męce okrutnej? Jakiż więc ból
przeżywała Matka Najświętsza, której zostały objawione bolesne dzieje Jej Syna?
W miarę, jak Jezus wzrastał w latach, widmo bolesnej przyszłości stawało się
coraz wyrazistsze. Matka Bolesna szła na jej spotkanie z całkowitym
poświęceniem. Nie opierała się Bogu, nie wymawiała się od strasznego
doświadczenia. Powtarzała wciąż słowa, jakie wypowiedziała przy zwiastowaniu:
„Oto ja służebnica Pańska” (Łk 1,38).
Wierzący
chrześcijanin w sposób szczególny kocha Maryję za to, że dla naszego dobra nie
zawahała się ponieść tak wielkiej męczarni. A gdyby trzeba było, gdyby Bóg
zażądał od Niej większej ofiary, Ona była na wszystko gotowa. Powinniśmy
szczególnie wziąć sobie do serca siedem boleści Maryi: ofiarowanie Jezusa w świątyni,
ucieczkę do Egiptu, rozłąkę w drodze powrotnej z Jerozolimy do Nazaretu,
spotkanie na drodze krzyżowej, mękę pod krzyżem na Kalwarii, zdjęcie zwłok
Jezusowych z krzyża i złożenie do grobu Jezusowego ciała.
Mówiąc
o boleściach Maryi, o. Bernard często przytaczał słowa proroka Jeremiasza: „Wszyscy
zdążający drogą, przyjrzyjcie się, patrzcie, czy jest boleść podobna do tej, co
mnie przytłacza” (Lm 1,12). Obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy przyczynia
się właśnie najskuteczniej do tego, byśmy boleści naszej ukochanej Matki
głęboko wpisali sobie w pamięć. Każdy szczegół tego obrazu świadczy o drogiej
cenie, jaką zapłacił za nas Jezus i Jego Matka. Smutne spojrzenie Jej dobrych
matczynych oczu przemawia do nas skuteczniej niż słowo i zdaje się czynić
delikatne wyrzuty: „Synu, zastanów się dobrze, jak wielką krzywdę czynisz
sobie, gdy w grzechu żyjesz … Spójrz na Jezusa i powiedz, dlaczego ranisz Go
swoimi grzechami? Dlaczego zasmucasz mnie, Matkę, która mimo wszystko kocha Cię
i pragnie Twego dobra i Twej poprawy? Synu, nie zapominaj boleści Matki swojej
…”.
Obyśmy
zrozumieli wymowę obrazu Matki Bożej Nieustającej Pomocy tak, jak ją zrozumiał
o. Bernard. On dobrze wiedział, że istotną przyczyną męki Chrystusa i boleści
Maryi był grzech. Wypowiedział więc grzechowi walkę na śmierć i życie. Najpierw
zaczął od swojego własnego serca i utrzymywał je w idealnej czystości. Wszyscy,
którzy się z nim stykali, podziwiali jego delikatne sumienie i wielką
wrażliwość na każdy drobiazg, który mógłby nie podobać się Bogu.
Następnie
wydał walkę grzechowi w sercach bliźnich. Zdawał sobie sprawę, że sam Bóg
wybrał go na misjonarza, czyli głosiciela prawd Bożych, na pomocnika Jezusa w
niszczeniu dzieł diabelskich. A grzech – to pierwsze i najohydniejsze dzieło
diabła! O. Bernard posiadł dziwny dar trafiania grzesznikom do serca i
sumienia. Nie tylko na ambonie, ale i w konfesjonale doprowadzał dusze do
rzetelnej skruchy. Czego zaś nie potrafiło dokonać jego słowo, to dopełniała
Matka Boża Nieustającej Pomocy. W roku 1896 po rekolekcjach w Żywcu poproszono
o. Bernarda, by odwiedził w Bóbrku koło Oświęcimia byłego rządcę majątku, który
leżał ciężko chory, albowiem rak stoczył mu język. Biedak cierpiał strasznie,
toteż mówił do otoczenia, że się zastrzeli. Powszechnie było wiadomo, że już 29
lat nie przystępował do sakramentów świętych. O. Łubieński odwiedził go pod
jakimś pozorem i przy tej sposobności dał mu obrazek Matki Bożej Nieustającej
Pomocy. Chory tak się wzruszył, że odprawił spowiedź św. na piśmie, mówić
bowiem już nie mógł. Podobny przypadek zdarzył się kilka miesięcy później w
Słupi, w Poznańskiem, gdzie pewne małżeństwo znajdowało się w opłakanym stanie
duchowym, gdyż oboje od wielu lat ani do kościoła nie uczęszczali, ani do
sakramentów świętych nie przystępowali, ani na misjach się nie pokazali.
O. Bernard posłał im mimo wszystko na pamiątkę misji świętych obrazek
Matki Bożej Nieustającej Pomocy, co miało ten skutek, że oboje małżonkowie
przyszli do kościoła i pojednali się z Bogiem.
Oby
nasze sumienia były zawsze wrażliwe na grzech, jako na największe zło
człowieka. Obyśmy unikając grzechu i żyjąc w łasce Bożej nie tylko nie pomnażali
boleści naszej najlepszej Matki Maryi, ale współczując z Nią z powodu grzechów
innych ludzi, a także ofiarując za nich nasze modlitwy, dobre czyny i cierpienia,
byli radością Niepokalanego Serca Matki Bożej i Jej Boskiego Syna, Jezusa.
Rozważanie 6 -
Posłuszeństwo woli Bożej
Ewangelia
przytacza bardzo ważne słowa Pana Jezusa o Matce Najświętszej, ale tak dziwne,
że aby je należycie zrozumieć, trzeba nad nimi głębiej się zastanowić. Oto gdy
Pan Jezus zakończył jedną ze swych pięknych nauk, pewna kobieta z tłumu
odezwała się na cały głos: „Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi,
które ssałeś” (Łk 11,27). Jakże pięknie ta kobieta uczciła Matkę Chrystusową! Z
pewnością jej słowa ucieszyły Pana Jezusa, ale On zauważył, że owa kobieta
kładzie nacisk na cielesne Jego pochodzenie od swej Matki, a nie dostrzega
więzów duchowych, jakie łączyły Jezusa z Jego Matką, Maryją. Nie zganił więc i
nie mógł zganić pięknego okrzyku kobiety, ale uzupełnił go mówiąc krótko:
„Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i
zachowują je” (Łk 11,28).
Właśnie
Najświętsza Maryja Panna posłuchała słowa Bożego, gdyż przyjęła posłannictwo
Archanioła Gabriela i zgodziła się zostać Matką Zbawiciela, mówiąc: „Oto ja
służebnica Pańska” (Łk 1,38). W nagrodę za to posłuszeństwo została Matką
Zbawiciela co do ciała.
Pan
Jezus kładzie tak wielki nacisk na posłuszeństwu słowu Bożemu dlatego, że
wierność woli Bożej jest najdoskonalszym znakiem rzetelnej miłości: „Nie każdy,
który Mi mówi: <Panie, Panie!>, wejdzie do Królestwa Niebieskiego, lecz
ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21). On sam
przyszedł na ziemię, żeby nas nauczyć, jak należy być posłusznym Ojcu. Matka
Boża doskonale zrozumiała tę naukę i w każdej okoliczności, czy radosnej, czy
przykrej, jednakowo odpowiadała na wezwanie Boże: „Oto ja służebnica Pańska”.
Obraz
Matki Bożej Nieustającej Pomocy uczy nas prawdziwego posłuszeństwa, czyli
poddania się woli Bożej. Przedstawia on Maryję jako Matkę, która widzi gorzką
mękę swego Syna, a mimo to przyjmuje ją ze spokojem i wdzięcznością.
Podobnie,
jak Pan Bóg przeprowadzał przez bolesne doświadczenia Matkę swego Syna, aby dać
Jej okazję do składania wraz z Jezusem ofiary, tak i nas Bóg poddaje próbom,
które mają nas oczyścić z naszej miłości własnej i udoskonalić naszą miłość ku
Bogu i naszym bliźnim. Prawda, że próby te są nieraz bardzo bolesne, lecz
wszystkie mają na celu nasze dobro. Jeżeli zdobędziemy się na tyle wiary i
miłości, by dojrzeć w nich miłującą rękę Ojca i przyjąć je z poddaniem się woli
Bożej, to wejdziemy na właściwą drogę świętości i zbawienia.
O.
Bernard szybko odkrył tajemnicę posłuszeństwa woli Bożej i nie tylko sam według
niej życie swe układał, ale i innych do tego nakłaniał. Jako 19-letni nowicjusz
napisał list do ojca, w którym nakłaniał go do dziękowania Bogu za straty
majątkowe, jakie spotkały rodzinę i widział w zubożeniu rodziców przejaw
szczególnego błogosławieństwa Bożego.
Wkrótce
po otrzymaniu święceń kapłańskich zaczął tęsknić za Ojczyzną. Pod wpływem swego
młodszego brata Rogera coraz lepiej rozumiał, że w Polsce brak kapłanów i że
redemptoryści są jej bardzo potrzebni. Przedstawił swoje pragnienie udania się
do Polski przełożonym i czekał cierpliwie dziesięć lat na moment spełnienia
tego swojego pragnienia. Rozumiał, że nie przyszła jeszcze jego godzina...
A
kiedy przybył już do kraju, to nie wybierał sobie placówki, ale poszedł z
radością tam, dokąd go wola Boża skierowała. Pewna zakonnica, która znała go
dobrze, wyraziła swój podziw dla jego zaparcia się siebie: „Młody, zdrowy,
pełen zapału, skupiony... pojechał do tej nędznej dziury w Mościskach,
stanowiącej przeciwieństwo angielskich wygód”. On, który kilkanaście lat
mieszkał w Londynie, zamieszkał chętnie w nędznej mieścinie powiatowej, jaką
wówczas były w Galicji Mościska. Uważał to bowiem za pełnienie woli Bożej.
O.
Bernard posiadał naturę żywą, skłonną do działania, snującą wspaniałe plany i
projekty. Aż tu niespodziewanie spadło na niego kalectwo. Wnet zrozumiał, że
taka jest wola Boża względem niego. Z jego ust nigdy odtąd nie wyrwało się
słowo skargi przeciwko twardemu zrządzeniu Opatrzności. Co więcej, nawet
dziękował Panu Bogu za dotkliwe kalectwo i cieszył się z niego szczerze. We
„Wspomnieniach” spisanych na rozkaz przełożonych pisał z humorem: „Taka widać
była wola Boża, żebym miał nogi spętane, żeby mnie do piekła nie poniosły.
Chwała więc i dziękczynienie niech będą Bogu za to moje kalectwo, które mi
zapewniło wytrwanie w Zakonie...”.
Wierność
woli Bożej - oto hasło, jakie o. Bernard wypisał na sztandarze swego życia.
Najpierw sobie stawiał wielkie wymagania w tym względzie, a następnie tym, dla
których pracował. Domagał się całkowitego oddania się Bogu nie tylko od
kapłanów i zakonników, ale także i od ludzi świeckich: „Najświętsza wola Boża
powinna być nam tak droga, jak sam Bóg!”.
O.
Bernard umiał pocieszać ludzi nieszczęśliwych, złamanych chorobą, kalectwem,
czy utratą bliskich. Wspaniałe świadectwo wystawił mu pod tym względem ks. M.
Korytko, proboszcz greckokatolicki w Chołojowie, który w roku 1916 odprawił
rekolekcje pod jego kierunkiem. Tak pisał o sobie: „Podczas światowej wojny,
wyewakuowany z parafii, zniszczony doszczętnie materialnie, w wielkim
utrapieniu duszy pojechałem do Mościsk, by pod przewodnictwem Sługi Bożego
odprawić rekolekcje w dniach 10-12 października 1916 roku. Ojciec przychodził
wytrwale i punktualnie, opierając się na kiju i prześlicznie rozwijał modlitwę:
„Niech będzie pochwalona i na wieki wysławiona najsprawiedliwsza, najwyższa i
najmiłościwsza wola Boża we wszystkim! Oj, we wszystkim! Chyba już w
niebie odbiera nagrodę za tyle dobra, które zdziałał dla mnie biednego,
stawiając mnie na nogi, całkiem w Chrystusie odnowionego”.
Nauczmy
się na pamięć powyższej modlitwy wysławiającej wolę Bożą. Niechże ona i dla nas
będzie myślą przewodnią naszego życia.
Rozważanie 7 - Miłość ku bliźnim
W
dniu zwiastowania Najświętsza Maryja Panna została nie tylko Matką Pana Jezusa,
ale także Matką wszystkich Jego braci i sióstr, z którymi przyszedł połączyć
się w jedności wiary i miłości. Pan Bóg przeznaczył Ją na Matkę wszystkich
dzieci Bożych, a Pan Jezus, gdy konał na krzyżu, publicznie tę prawdę ogłosił,
mówiąc do św. Jana, a w jego osobie i do nas także: „Oto Matka Twoja” (J 19,
27). Każda matka pragnie zgody i jedności między swoimi dziećmi. Cóż dopiero
mówić o Matce takiego Syna, który żegnając się z uczniami zostawił im w
testamencie przykazanie, aby się wzajemnie miłowali: „To jest moje przykazanie,
abyście się wzajemnie miłowali, tak, jak Ja was umiłowałem” (J 15, 12).
Matka
Boża najdoskonalej wypełniła przykazanie swojego Syna. Była wrażliwa na biedę i
niedostatek ludzki, jak o tym wiemy z Ewangelii, gdy poszła do św. Elżbiety, by
jej służyć swoją pomocą, albo gdy się wstawiła do swego Syna za ubogą parą
nowożeńców w Kanie Galilejskiej. Przez kilkanaście lat po wniebowstąpieniu Pana
Jezusa opiekowała się Kościołem i chociaż tęskno Jej było za niebem, by się z
ukochanym Synem spotkać, jednak poddała się woli Bożej i wytrwała na
wyznaczonym stanowisku. Całym swym Niepokalanym Sercem kocha młodych i starych,
niewinne dzieci, wszystkich nieszczęśliwych: biednych, chorych,
niepełnosprawnych. Jeżeli czyni jakiś wyjątek, to tylko dla tych, którzy są
najnieszczęśliwsi, a takimi są wszyscy grzesznicy, którzy stracili skarb
największy, to znaczy przyjaźń Pana Jezusa. Im bardziej ktoś oddalił się od
Chrystusa, tym pewniej może liczyć na pomoc Matki Nieustającej Pomocy.
O.
Bernard Łubieński wiedział doskonale, że jego ukochana Matka oczekuje od niego
wyjątkowej miłości dla bliźnich. I nie zrobił Jej zawodu. Głosił miłość
bliźniego nie tylko słowem, ale czynem. On, z pochodzenia arystokrata, wstąpił
do zakonu, który oddaje się apostolstwu wśród najbardziej zaniedbanych duchowo
i najbiedniejszych ludzi. Nie przebierał w pracach apostolskich, ale z równym
zapałem głosił kazania dla arystokracji i inteligencji, jak i dla prostych
ludzi. Do jego konfesjonału garnęła się największa biedota. Dla każdego był
uprzejmy i dobry, do każdego umiał się dostosować. Dla o. Bernarda sprawa
pochodzenia, wykształcenia, majątku, stanowiska nie odgrywała żadnej roli.
Umiał
też wznosić się ponad różnice narodowościowe. Kochał gorąco Polskę, ale
szanował także inne narodowości i nie wywyższał narodu polskiego kosztem
innych. Szczególną miłością otaczał naród rosyjski, mimo że rząd carski
wyrządził wiele krzywd jego rodzinie, bo skonfiskował majątek jego dziadka, a
stryja biskupa otruto z rozkazu rządu carskiego. O. Bernard umiał wznieść się
ponad względy osobiste i modlił się za braci odłączonych, prawosławnych. Ułożył
specjalną „Litanię za nawrócenie Rosjan”. Pragnął zjednoczenia z nimi we
wspólnej wierze, pod wspólnym pasterzem. Pokładał więc wielkie nadzieje w
obrazie Matki Bożej Nieustającej Pomocy, który przybył na Zachód ze Wschodu.
Przecież najsławniejsze obrazy-ikony prawosławne są całkiem podobne do obrazu
Matki Bożej Nieustającej Pomocy. O. Bernard był głęboko przekonany, że zadaniem
Matki Bożej Nieustającej Pomocy jest połączenie Zachodu ze Wschodem.
Oby
przykład tego wielkiego czciciela Maryi zachęcił nas do okazywania miłości
bliźniego w życiu codziennym na każdym kroku. Nauczmy się być dobrymi w domu i
na ulicy, w biurze i w fabryce. To nie tak łatwo w atmosferze przenikniętej
niechęcią, a może i nienawiścią, zdobywać się na dobre słowo. Ono nie powstaje
z niczego, ale rodzi się z serca przepojonego miłością ku Chrystusowi i Jego
braciom. Umiejmy zdobywać się na prawdziwą miłość przede wszystkim w
najbliższym otoczeniu, w rodzinie, w sąsiedztwie.
Pewna
dziewczyna miała starającego się o jej rękę chłopca, który koniecznie nalegał,
by wyszła za niego za mąż. Panna wahała się, bo różnie o nim mówiono, że tylko
przy niej udaje pobożnego, że zagląda do kieliszka. Jedni jej doradzali, inni
odradzali. Poprosiła więc o radę spowiednika, ale i on nie dał jej zdecydowanej
odpowiedzi, lecz poradził jej: „Módl się gorąco do Matki Najświętszej, a Ona
cię oświeci”.
Dziewczyna
miała w swym mieszkaniu obrazek Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Idąc za radą
spowiednika, klękała często przed tym obrazkiem i długo Matkę Najświętszą o
radę prosiła. Wreszcie usłyszała wyraźny głos wewnętrzny: „Idź za niego za mąż.
Nacierpisz się dużo, ale Ja będę z tobą i dopomogę ci”. Dziewczyna zgodziła się
na zamążpójście. Zmartwień jej nie zabrakło, ale ufna w opiekę Matki Bożej
przetrwała wszystko. Najbardziej zabiegała o zgodę i miłość w życiu małżeńskim
i rodzinnym. Po 45 latach, gdy mąż zapadł na śmiertelną chorobę, dobra żona
przyprowadziła do niego kapłana, który zaopatrzył go świętymi sakramentami.
Przed śmiercią mąż tak do niej przemówił: „Teraz nareszcie muszę ci podziękować
za wszystko dobro, które dla duszy mojej zrobiłaś. Ja ci nieraz wyrządzałem
krzywdę, a ty mi za każdym razem wybaczałaś. Byłaś zawsze dla mnie dobra. Bez
ciebie zmarnowałbym się pod płotem, a dzięki tobie umieram jak człowiek, jak
prawdziwy chrześcijanin i dumny jestem z dzieci, które ty wychowałaś. Bóg mi
przebaczył grzechy moje i ty mi ich nie pamiętaj” - Tak Matka Boża Nieustającej
Pomocy wspomaga i uświęca rodziny, w których bodaj jedno z małżonków oddaje się
Jej w opiekę. Matka Boża dopomaga im przede wszystkim zdobywać się na
prawdziwą, chrześcijańską miłość bliźniego.
Rozwija
się ona tylko w tym sercu, które walczy z egoizmem, czyli z szukaniem na każdym
kroku własnej wygody, własnej korzyści. Walka ta jest wówczas możliwa, gdy
człowiek nauczy się ustępować z własnych praw i przywilejów z miłości ku
Chrystusowi, który pierwszy umiłował ludzi aż do oddania swego życia za nich i
pragnie, by Jego uczniowie także zdobywali się na poświęcenie dla dobra
drugiego człowieka. Wzorem może być w tym Matka Jezusowa oddająca całe swe
życie Zbawicielowi i Jego Kościołowi. Prośmy Ją, by dopomogła nam zwalczać w
swym sercu egoizm i poświęcać się dla dobra wspólnego, tak, abyśmy wszyscy żyli
jak jedna miłująca się prawdziwa Rodzina Boża.
Rozważanie 8 - Nieustająca modlitwa
Pan
Jezus bardzo często i bardzo usilnie zachęcał swych słuchaczy do modlitwy. Dał
wspaniałe obietnice dla wytrwałej modlitwy i streścił swoje polecenia w kilku
słowach: „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a
otworzą wam” (Łk 11, 9). Trzeba się więc
zawsze modlić, a nigdy nie ustawać, to oznacza, że modlitwa nasza powinna być
nieustająca.
Tego
samego uczy nas obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Jest on tak piękny i
pociągający, że stoimy przed nim w zachwycie i choćbyśmy nawet nic nie mówili,
to jednak czujemy, że między Matką Bożą a nami przepływa jakaś fala dobra,
ciepła, która czyni nas lepszymi, napełnia otuchą i nadzieją. Ta dobra Matka
pomaga nam nieustannie, lecz nie chce narzucać nam swoich darów. Pragnie, byśmy
przyczyniali się do ich otrzymania, byśmy przynajmniej poprosili o nie.
Serdeczną, a wytrwałą modlitwą potrafimy sobie wszystko wyprosić, nawet
zbawienie wieczne. Św. Alfons Liguori, założyciel redemptorystów i wielki
czciciel Matki Najświętszej, wyraził tę prawdę w słowach: „Kto się modli, ten
się zbawi, a kto się nie modli, ten się potępi”.
O.
Bernard wziął sobie do serca zasady o modlitwie głoszone przez Pana Jezusa i
św. Alfonsa. Przez całe życie był mężem modlitwy. Jak zapatrywał się na
modlitwę w życiu praktycznym, możemy się przekonać z jego nauki majowej o
modlitwie wygłoszonej w Mościskach. Ponieważ zachowało się streszczenie tej
nauki, dlatego przytoczymy najważniejsze myśli w niej zawarte:
„Jeżeli
chcesz być doskonałym, módl się dobrze i dużo. Pamiętaj przy tym, że wartość
modlitwy zależy nie od ilości, ale od jakości. Co to za wielka łaska, umieć
dobrze się modlić! Idźmy do Maryi, Ona nauczy nas dobrej modlitwy. Prośmy Ją o
pomoc w modlitwie. Najpierw Ona sama doskonale się modliła. Na pewno i my
chcielibyśmy tak się modlić, jak Maryja. Ale niestety, przeszkadzają nam nasze
roztargnienia. Co robić, żeby się ich pozbyć, żeby nam nie przeszkadzały w
łączeniu się z Bogiem?
Trzeba
usunąć przyczyny roztargnień. Spostrzegamy, że mamy zbyt wielkie przywiązanie
do majątku, do pieniędzy, do zabaw, do zmysłowości. Te przywiązania są tak
silne, że gdy klękniemy do modlitwy, to one się w nas odzywają i my lgniemy do
nich. Jedyny więc sposób - to pozbyć się nieporządnych przywiązań. Prośmy
Maryję, by dopomogła nam oderwać się od tych wszystkich rzeczy, które nam
przeszkadzają miłować najlepszego Ojca w niebie. Jeżeli nie udaje się nam od
razu opanować roztargnień, nie zniechęcajmy się...
Modlitwę
ustną należy bardzo cenić, zwłaszcza psalmy od Boga natchnione. Różaniec od
Matki Bożej jest nam dany, ale jeszcze bardziej należy dążyć do modlitwy
myślnej, do uwewnętrznienia swego odniesienia do Boga, tak, by Pan Bóg nie musiał
skarżyć się, jak kiedyś: «Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko
jest ode Mnie» (Iz 29,13). Chodzi o to, by serce nasze jak najbardziej
przylgnęło do Serca Bożego. Modlitwa myślna może nam dopomóc dostosować nasze
serce do wymagań Bożych”.
Na
zakończenie nauki o modlitwie o. Bernard przytacza słowa św. Alfonsa: „Nie boję
się ani pokus, ani piekła. Boję się tylko jednego: żebym nie przestał się
modlić”.
Rady
i wskazówki przedstawione w tej nauce o. Łubieński sam starał się wprowadzać w
życie. Modlił się dużo, można powiedzieć, że modlił się nieustannie. Różańca z
rąk nie wypuszczał. Czy przebywał w celi zakonnej, czy powoli z wielkim trudem
szedł po schodach, zawsze jego wargi poruszały się bezdźwięcznie, a tylko od
czasu do czasu słychać było słowa „Zdrowaś Maryjo...”.
Kochał
się w pięknych nabożeństwach i pragnął, by w kościołach redemptorystów
obchodzono jak najokazalej uroczystości kościelne. Z młodzieńczym zapałem brał
w nich udział, a szczególnym pietyzmem darzył nabożeństwa świętego tygodnia
Męki Pańskiej.
Do
nieustannej modlitwy o. Bernard dodawał zawsze umartwienie. Tutaj trzeba szukać
głównej przyczyny owocności jego zdumiewającego apostolstwa. Nie zaczynał
żadnej pracy, zanim się nie pomodlił. Gdy praca była bardziej odpowiedzialna,
starał się zjednać dla niej modlitwy sióstr zakonnych. Wszystkim było wiadomo,
że jeżeli w mieście, do którego przybywał z misją czy rekolekcjami, był
klasztor sióstr karmelitanek, to jeszcze przed rozpoczęciem pracy apostolskiej
o. Bernard głosił dla sióstr konferencję, a w zamian za to prosił o
modlitwy na intencję swoich prac.
Pan
Bóg już wiele razy okazał, jak miłe są mu modlitwy o. Bernarda. Skorzystajmy i
my z jego wstawiennictwa u Boga i prośmy go, by nam dopomógł otrzymać od Boga
te łaski, których własnymi siłami nie potrafimy sobie wyjednać. Może właśnie my
wyprosimy sobie za jego przyczyną taką łaskę, która będzie uznana za cudowną i
przyczyni się do wyniesienia sługi Bożego o. Bernarda Łubieńskiego na ołtarze.
Rozważanie 9 - Wytrwałość
Jedną
z największych zagadek, nieprzeniknioną dla rozumu ludzkiego jest tajemnica
wytrwania w wiernej służbie Bożej aż do końca. Albowiem tylko „ten będzie
zbawiony - mówi Pan Jezus - kto wytrwa do końca” (Mk 13,13). Kto przetrwa
wszystkie próby i okaże się wierny Bogu w każdej sytuacji, w której Pan Bóg go
postawi: czy w zdrowiu, czy w chorobie, czy w bogactwie, czy w ubóstwie.
Kościół
uczy nas, że wytrwałości nie można zdobyć własnymi wysiłkami. Wytrwałość w
dobrym życiu chrześcijańskim - to dar Boży. Można go tylko sobie wyprosić,
wymodlić. I jeszcze jednej prawdy naucza nas Kościół, że łaskę wytrwałości
najpewniej nam wyprosi Matka Boża. Dlatego każe nam modlić się do Niej w każdym
Pozdrowieniu Anielskim: „Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz i w
godzinę śmierci naszej”. Bo właśnie w godzinie śmierci łaska wytrwałości
zadecyduje o wszystkim.
Spójrzmy
na obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy: Dziecię Jezus na widok grożącego Mu
niebezpieczeństwa tuli się do swej ukochanej Matki... A czy my na widok
grożących nam pokus i niebezpieczeństw nie powinniśmy czynić podobnie? „Idźmy,
tulmy się jak dziatki do Serca Maryi Matki”. Już sama nazwa obrazu „Matka Boża
Nieustającej Pomocy” wlewa otuchę do serca, zapewnia nas bowiem, że Maryja
opiekuje się nami nieustannie. Św. Paweł zapewnia nas, że Pan Bóg nigdy nie
zsyła na nas prób, które przewyższałyby nasze siły. Zsyłając bowiem na nas
próby, daje również i łaskę potrzebną do ich przetrwania. Chodzi tylko o ufność
w opiekę Bożą, by w krytycznych chwilach nie ulec załamaniu. Może obawiamy się
Pana Boga z powodu naszej niegodności i nie mamy odwagi udać się wprost do
Boga, ale na szczęście mamy Matkę zawsze gotową spieszyć nam z pomocą. Idźmy
więc do Niej bez obawy, a im więcej nęka nas nasza niegodność, tym bardziej
możemy liczyć na Jej miłosierdzie.
O.
Bernard miał bezgraniczne zaufanie do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i
posiadał dar wlewania w serca ludzi ufności w opiekę Maryi. Już wiele razy była
o tym mowa w poprzednich rozważaniach, ale warto przytoczyć jeszcze jedno
opowiadanie. Pochodzi ono od Józefa Kapuścińskiego, parafianina mościskiego:
„Był
rok 1915. Drugi rok wojny światowej. Armia rosyjska ustąpiła z Mościsk na
wschód i do miasta wróciły władze austriackie. Ogłoszono powszechną
mobilizację. Pobór do wojska objął i naszą wieś. Zebrało się nas
kilkudziesięciu mężczyzn w różnym wieku przed wyjazdem do wojska. Najpierw
poszliśmy do kościoła parafialnego, by wysłuchać Mszy św. swojego proboszcza na
intencję odjeżdżających do wojska. A potem uradziliśmy wstąpić do kościoła
ojców redemptorystów, by oddać się w opiekę Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
Był wśród nas pewien emigrant, który lekceważąco wyrażał się o religii i o
Kościele. Część z nas weszła do kościoła, inni pozostali przy furmankach. Brat
furtian zapowiedział, że o. Bernard wyjdzie przed ołtarz Matki Bożej
Nieustającej Pomocy, aby pomodlić się w naszej intencji i udzielić nam swego
błogosławieństwa na drogę. Gdy zapalono świece przed obrazem, o. Bernard
wówczas już 70-letni stanął przed nami w komży i stule. Uklęknąwszy przed
cudownym obrazem pomodlił się z nami wspólnie, udzielił błogosławieństwa, a
potem przemówił bardzo serdecznie o trudach wojennych, które nas czekają, o
ofierze z męki i krwi. Zapewnił nas, że ta nasza męka nie pójdzie na marne, bo
Polska, ukochana Ojczyzna nasza, powstanie z tej pożogi wolna i niepodległa.
Zachęcał do zgody, uczciwości i trzeźwości. Jak zwykle, słowa jego pełne wiary
i mocy dodały nam otuchy. Przy końcu swojego przemówienia wyrzekł mniej więcej
te słowa:
«Moje
dzieci, zapewniam was, że nasza Matka Boża Nieustającej Pomocy, Królowa Korony
Polskiej, będzie czuwać nad wami, żebyście wszyscy, którzyście zebrali się
tutaj przed Jej obrazem, wrócili po przebyciu trudów wojennych żywi i cali do
swoich rodzin. Ufajcie Matce Bożej. Ona będzie zasłaniała was swoim płaszczem
przed kulami i strzec was będzie na każdym kroku. Błogosławię was i zachęcam do
modlitwy i ufności. Zapewniam was, że wszyscy, jak tu stoicie, wrócicie do
swoich».
Te
słowa o. Bernarda jedni puścili mimo uszu, inni zaś głęboko je zapisali w
swojej pamięci. Wojna wciągnęła nas wszystkich w swoje tryby i rozrzuciła po
wszystkich ówczesnych frontach. Ja z kilkoma innymi znalazłem się na froncie
wschodnim, przeszedłem przez rewolucję rosyjską i dopiero w jesieni 1920 roku
wróciłem cały i zdrowy do domu. Stwierdziłem ze zdziwieniem, że wrócili ci
wszyscy, którzy byli obecni na błogosławieństwie i modlitwie o. Bernarda.
Zabrakło tylko tych, którzy wówczas oddalili się od nas i poszli do szynku, by
szukać pociechy w wódce. Emigrant ów, o którym wspomniałem na początku, także
wrócił. Co więcej, nawrócił się do wiary i żył odtąd przykładnie jako katolik i
dobry Polak”.
W
taki zaiste zdumiewający sposób Matka Boża Nieustającej Pomocy potrafi
nagradzać ufność swych wiernych wyznawców. W tym przypadku chodziło tylko o
kilka lat wojny. Ale Jej opieka rozciąga się na wszystkie lata życia i dopomaga
nam na każdy dzień, byśmy wrócili do domu Ojca w niebie. Oby w tej drodze
dopomógł nam przykład o. Bernarda. Może zdarzenia z jego życia opowiedziane w
powyższych naukach przyczynią się do tego, że nabierzemy zaufania w jego
wstawiennictwo u Boga i prosić go będziemy, byśmy tak jak on, całym sercem
ukochali Matkę Bożą. Być może Bóg zechce, abyśmy przez przyczynę o. Bernarda
wyprosili sobie u Boga i Matki Najświętszej cudowne łaski, które przyczynią się
do beatyfikacji tego wielkiego syna polskiego narodu i Kościoła katolickiego
oraz wyjątkowego czciciela Matki Bożej Nieustającej Pomocy.
KU BEATYFIKACJI
Sługa Boży o. Bernard Łubieński już za życia cieszył
się opinią świętości. Podjęcie starań o jego beatyfikację opóźniła druga wojna
światowa, zniszczenie klasztoru redemptorystów w Warszawie i śmierć jego
trzydziestu członków. Po odpowiednich przygotowaniach rozpoczęto jednak w 1961
r. proces beatyfikacyjny Sługi Bożego, którego różne etapy, zwłaszcza
poszukiwanie, przepisywanie i badanie licznych pism ojca Bernarda, trwały do
1998 r., czyli do uznania przez Kongregację Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie
ważności i prawomocności zasadniczego procesu informacyjnego, przeprowadzonego
w archidiecezji warszawskiej, gdzie ojciec Bernard żył, działał i gdzie zmarł
10 września 1933 r.
Pod koniec stycznia 2005 r. została przekazana do
Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych tzw. „Positio super vita, virtutibus et fama
sanctitatis Servi Dei”. Zawiera ona kompletną dokumentację sprawy beatyfikacji
o. Łubieńskiego. Dokumentacja ta obejmuje obszerny wybór zeznań świadków z
procesu informacyjnego naszego Sługi Bożego, opracowaną naukowo biografię o.
Bernarda, opinię specjalnej Komisji Historycznej i cenzorów teologów,
badających publikacje o. Łubieńskiego oraz pomniejsze opracowania, np. historię
procesu beatyfikacyjnego, aktualność sprawy o. Bernarda, wykaz przebadanych archiwów
i bibliotek, kompletną bibliografię i omówienie dwunastu cnót Sługi Bożego,
zgodnie z wymaganiami procesu beatyfikacyjnego. Do dokumentacji dołączono kilka
fotografii, szereg map i wykresów.
12 kwietnia 2005 r. odbyło się w Rzymie zebranie
konsultorów historyków tej Kongregacji, którzy pozytywnie ocenili i
zaakceptowali dokumentację od strony historycznej.
Następnym etapem procesu będzie zebranie konsultorów
teologów tej samej Kongregacji, którzy będą badać sprawę od strony
teologicznej. Po jego zakończeniu cały materiał zostanie przedstawiony do oceny
kardynałom i biskupom, którzy są członkami Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.
Po zebraniu kardynałów i biskupów członków Kongregacji, kardynał prefekt
poinformuje papieża o wnioskach i ewentualnych uwagach członków tego zebrania.
Ostateczną decyzję w odniesieniu do dekretu o heroiczności cnót o. Bernarda
Łubieńskiego podejmie osobiście Ojciec Święty. W przypadku pozytywnej decyzji
zostanie przygotowany odnośny dekret o heroiczności cnót, który następnie
zostanie opublikowany w obecności Papieża.
Do beatyfikacji potrzebne jest jeszcze stwierdzenie
przynajmniej jednego, udokumentowanego cudu, zdziałanego przez Boga za
przyczyną o. Bernarda. Łaski Boże za wstawiennictwem świętych i Sług Bożych
otrzymuje się jednak przez pełną wiary i ufności oraz wytrwałą modlitwę. Do
pomnażania wiary i ufności w taką modlitwę mogą służyć znaki zewnętrzne
związane z osobą Sługi Bożego, na przykład jego relikwie, podobizny czyli
obrazy i tym podobne rzeczy.
W 1982 roku dokonano ekshumacji śmiertelnych szczątków
o. Łubieńskiego, które spoczywały na cmentarzu wolskim w Warszawie.
Przeniesiono je wtedy do kościoła redemptorystów pw. św. Klemensa Hofbauera
przy ul. Karolkowej, gdzie obecnie znajdują się w marmurowym sarkofagu pod
chórem. W ostatnich latach podejmowane są różne starania, by zapoznać jak
najszerzej społeczeństwo polskie z tą piękną postacią, by szerzyć jego kult i
prosić Boga, aby wsławił swego sługę cudami, a następnie dekretem Stolicy
Apostolskiej wyniósł na ołtarze. Przybliżaniu życia i duchowości o.
Łubieńskiego służy biuletyn „Apostoł Polski”, który jest wydawany kilka razy w
roku przez postulację sprawy beatyfikacji.
Redemptoryści, starający się o beatyfikację o.
Bernarda Łubieńskiego, zwracają się do wiernych z prośbą o modlitwę, aby Bóg
przez cud zdziałany za przyczyną tego Sługi Bożego zechciał potwierdzić jego
świętość, która byłaby wzorem dla wszystkich dzieci Bożych, zwłaszcza dla
pracujących w dziele nowej ewangelizacji.
O potrzebne informacje, biuletyn i obrazki z modlitwą
o beatyfikację można zwracać się do wicepostulatora sprawy beatyfikacji: O. Sławomir
Pawłowicz, ul. Wysoka 1, 33-170 Tuchów, e-mail: o.bernard@cssr.pl . Jego także należy zawiadamiać
o otrzymanych łaskach.
MODLITWA O
UPROSZENIE ŁASK ZA PRZYCZYNĄ SŁUGI BOŻEGO
O. BERNARDA
ŁUBIEŃSKIEGO
Boże,
który Sługę Twego, Bernarda, obdarzyłeś apostolskim zapałem i mocą ducha w
niesieniu swego krzyża, spraw prosimy, aby ten, który dla prowadzenia ludzi do
Królestwa Prawdy i Miłości oddał całe swoje życie, doznawał czci świętych wśród
wiernych Twojego Kościoła i był naszym orędownikiem u Ciebie. Udziel nam za
jego przyczyną łaski …, której obecnie szczególnie potrzebujemy. Prosimy Cię o
to przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
Sługo
Boży, Bernardzie, Apostole Chrystusowego Odkupienia, przyczyń się za nami.
Komentarze
Prześlij komentarz
Nieustanne potrzeby??? Nieustająca Pomoc!!!
Witamy u Mamy!!!